Muzeum relacyjne - never ending story

Aktualizacja: 25-07-2022

O tym, jak instytucje kultury mogą tworzyć przestrzeń dialogu ze społecznościami lokalnymi, rozmawiamy dr Beatą Nessel-Łukasik z Instytutu Filozofii i Socjologii APS.

Czy muzea mogą być centrum wspólnoty lokalnej? Doświadczenie dr Beaty Nessel-Łukasik, która wdrożyła w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku koncepcję muzeum relacyjnego oraz stworzyła w Muzeum pierwszy w Polsce dział współpracy z lokalną społecznością, pokazuje, że tak.

Przybliżamy dziś społeczności Akademii i osobom zainteresowanym działalnością dydaktyczno-badawczą naszych wykładowców i wykładowczyń koncepcję muzeum relacyjnego, która znalazła odzwierciedlanie w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, gdzie dr Nessel-Łukasik przez blisko dziesięć lat współtworzyła proces budowania relacji Muzeum ze społecznością lokalną.

 

Beata Kwiatkowska: Typowe muzea, jakie znamy, to miejsca, gdzie możemy obejrzeć bardziej lub mniej ciekawe eksponaty zaprezentowane w bardziej lub mniej zajmujący sposób. Nasza rola jako publiczności jest najczęściej rolą widza. Pani współtworzy i bada inne muzea...

Beata Nessel-Łukasik: W moim odczuciu muzeum jest żywym organizmem. Dlatego z jednej strony, zgodnie z obowiązującą wciąż ustawą odpowiada za gromadzenie i ochronę kolekcji, która potem staje się budulcem do tworzenia wystaw stałych oraz czasowych. Z drugiej realizuje program, który ma nie tylko upowszechniać wiedzę gromadzoną w tego typu instytucjach kultury, ale powinien także oddziaływać na otoczenie społeczne muzeum. Stąd też staje się dziś instytucją, która w jakimś stopniu powinna żywo reagować na to, co dzieje się nie tylko za, ale również przed progiem muzeum.

Fot. Tomasz Tarach, Sulejówek - akacja plenerowa

 

BK: Czy otwartość na otoczenie jest wartością muzeum?

BN-Ł: W mojej opinii to jedna z ról społecznych współczesnego muzeum, które często pełni także funkcję wspólnototwórczą. W rezultacie to wspólnota a może raczej należy powiedzieć różne wspólnoty stanowią niejednokrotnie jeden z fundamentów takiej instytucji. Stąd też otwartość na potrzeby zarówno publiczności, jak i otoczenia społecznego postrzegam jako jedną z wartości współtworzących model nowoczesnego muzeum, które moim zdaniem powinno być dostępne zarówno dla tych, którzy pojawią się w nim na chwilę, jak i tych, którzy wokół tego typu miejsc potrzebują tworzyć własne wspólnoty.

BK: Przykładem muzeum relacyjnego jest Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Czy możemy więcej opowiedzieć o tym miejscu?

BN-Ł: Tworząc koncepcję muzeum relacyjnego, myśleliśmy o modelu, który pozwoli na zbudowanie długofalowych relacji ze społecznością lokalną tego właśnie muzeum. Dlatego można powiedzieć, że w początkowej fazie naszych działań miała to być strategia opracowana na potrzeby wyłącznie tej instytucji. Jednak wraz z rozwojem idei angażowania sąsiadów i sąsiadek muzeum w kształtowanie programu i tożsamości tej instytucji okazało się, że tego rodzaju praktyki mogą stać się inspiracją także dla innych muzeów zainteresowanych nie tylko włączaniem publiczności w działania o różnym stopniu partycypacji, ale także tworzeniem „przestrzeni” do rozmowy i budowania trwałych relacji.

Fot. Tomasz Taracha. Wielość rzeczywistości - wystawa o nas i muzem. Akcja plenerowaBK: Rozumiem, że mówimy o przestrzeni do rozmowy w sensie metaforycznym jako otwartości na dialog, ale i dosłownym?

BN-Ł: Tak. W przypadku Sulejówka bardzo często w naszych rozmowach ze społecznością lokalną powtarzała się wypowiedź, że w tym mieście „nie ma miejsca spotkań”. To doświadczenie uświadomiło nam, jak ważne jest też zadbanie o fizyczną dostępność miejsca i o to, żeby osoby z nami współpracujące miały się gdzie spotkać i działać. Stąd w koncepcji muzeum relacyjnego zdecydowaliśmy się odnieść nie tylko do idei partycypacji, ale także do teorii III miejsca Raya Oldenburga. Dopiero wówczas zrozumieliśmy, że naszym celem powinno być nie tylko projektowanie różnych efemerycznych, krótkoterminowych praktyk, ale także zadbanie o udostępnienie na stałe przestrzeni do tego typu działań, aby rzeczywiście można było tworzyć warunki do wzmacniania poczucia przynależności i sprawczości.

BK: Taka wizja muzeum zakłada, jeśli nie równouprawnienie, to uwzględnienie opowieści społeczności lokalnej, która sama w sobie może być bardzo zróżnicowana. Jak odbierana jest ta koncepcja przez środowisko muzealników?

Fot. Tomasz Taracha. Wielość rzeczywistości wystawa o nas i muzeum - akcja plenerowaBN-Ł: Podczas tegorocznej konferencji pt. "Nowoczesne muzeum - relacje i narracje” zorganizowanej przez Muzeum Okręgowe w Toruniu przy wsparciu Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów zaprezentowałam wyniki badań dotyczące kształtowania w otoczeniu muzeum różnych wspólnot pamięci starając się jednocześnie podkreślić, jak dużą rolę odgrywa każda z nich w procesie budowania trwałych relacji i rozwijania idei muzeum jako instytucji wspólnotowórczej. To wystąpienie spotkało się z pozytywnym oddźwiękiem. Z jednej strony gratulowano mi spojrzenia na narrację muzealną z perspektywy, w której mikrohistorie „nowych grup” nie są dopełnieniem, ale podmiotem same w sobie, a z drugiej wchodzono od razu w dyskurs, jak muzeum może zadbać o to, aby jedna narracja nie wymazywała z pamięci społecznej innej opowieści. W ten sposób jednoznacznie potwierdzono, że znalezienie rozwiązań umożliwiających współistnienie tych historii równoległych może być niezwykle ważnym aspektem pracy nad otwartością instytucji kultury, które jako centrum współdziałania różnego typu wspólnot powinna de facto gwarantować polifoniczność udostępnianych opowieści, co miał podkreślić zarówno tytuł mojego wystąpienia na konferencji w Toruniu, jak i przygotowanej do druku monografii "Koalicje pamięci. Dworek „Milusin” 1956-2000”.

BK: Czy możemy zamiennie mówić o "muzeum relacyjnym" i "muzeum relacji"?

BN-Ł: Nie sądzę. Gdy mówimy o „muzeum relacji”, to mam wrażenie jakby pewien proces został już zakończony - powstała jakaś kolekcja, narracja, dzieło. Natomiast, gdy stosujemy nazwę „muzea relacyjne”, w moim odczuciu kładziemy nacisk na zupełnie inny aspekt tego procesu – na to, że to jest tak naprawdę never ending story.

Fot. Beata Nessel-Łukasik - Wielość rzeczywistości. Pięć podróży akcja plenerowaBK: Wyobrażam sobie, że takie równouprawnienie różnych narracji i partycypacyjny charakter instytucji kultury to niełatwe zadanie…

BN-Ł: Tak. Z drugiej strony warto w tym miejscu podkreślić, że koncepcja muzeum relacji została opracowana dla konkretnego muzeum, które powstało w określonym otoczeniu społecznym, z taką a nie inną historią i określonym bagażem doświadczeń. Dlatego można powiedzieć, że jest to model dopasowany na miarę, którym teraz możemy się podzielić jako pewnego rodzaju inspiracją dla innych instytucji bez przyjmowania założenia, że to, co się wydarzyło w tym miejscu, powinno teraz wydarzyć w takiej samej formie w innych muzeach.

Dr Beata Nessel-Łukasik, socjolożka, historyczka sztuki, absolwentka UW i SNS IFIS PAN, stypendystka MKiDN. Badaczka, muzealniczka i kuratorka projektów partycypacyjnych. Członkini redakcji rocznika „Muzealnictwo” i międzynarodowego stowarzyszenia ICOM. Obecnie w ramach artystyczno-badawczej Grupy Celowej razem z Januszem Byszewskim i Mariuszem Liblem realizuje projekt „Czy mnie słychać”, który został objęty patronatem przez Akademię Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej i Polskie Stowarzyszenie im. Janusza Korczaka.

 

 

Polecamy

 

fotografie: B. Jastal, T. Tarach, B. Nessel-Łukasik

 

Udostępnij:

Wydrukuj

Opublikowano: 25-07-2022